Udany debiut na Getzen Rodeo!

GetzenRodeo e.V. zrobiło na mnie ogromne wrażenie, szczególnie w piątek na treningu, bo… za cholerę nie mogłem złapać trakcji!!! Teren był nietypowy. Trochę ściółki, a pod nią luźne, śliskie kamienie i nie szło ruszyć. Nie ukrywam więc, że dopadło mnie przerażenie. Na szczęście mieliśmy jeszcze sporo czasu, tak więc zastosowałem bardziej miękką mieszankę i uff, było lepiej, więc mogłem iść spać w miarę spokojnie.


Sobotni wyścig przebiegł w sumie bez większych problemów. Dla mnie bardzo fajnym uczuciem, było generalnie dostanie do się tego wyścigu. Getzen to bowiem taka impreza, w której po zapisie to organizator decyduje, kto może jechać (kto da radę!). Wiadomo, wchodzi topka z mistrzostw świata, a reszta? No jakieś umiejętności już trzeba mieć, więc to było miłe. Bardzo pomógł mi w tym mój start w HEGS i w Hero Challenge, gdzie wstydu nie zrobiłem.

No ale dobra, przechodząc do wyścigu. Na początku było pewne zderzenie z rzeczywistością. Teren był śliski i z każdym okrążeniem coraz bardziej. Woda z potoku roznosiła się na poszczególne przeszkody, przez co osiągnięcie trakcji było miejscami niemożliwe. Trzeba było jechać gazem, a pieszczoty z poszukiwaniem przyczepności musiałem odłożyć na boczny tor. Jednocześnie należało być ciągle skupionym, żeby nie popełnić błędu, który skończyłbym się zgruzowaniem motocykla. Kilka akcji po drodze widziałem i brrr, jakby tak moja Katie oberwała, to bym chyba umarł z rozpaczy. A o popełnienie błędu nie było trudno. Nagromadzenie przeszkód na tej 3 km trasie było szalone. Nie było miejsca na wytchnienie. W sumie może tylko jakieś 3 krótkie prostki były i to wszystko.

Takie przeszkody jak zeskoki ze skalnych półek na gazie w dół robiły wrażenie, ale nie była to dla mnie nowość. Wyskoki też! Jechałem więc swoje zarówno w górę, jak i w dół. Jak wielu riderów traciłem czas na podjeździe, który łapał największy zator. Trudno tam było o atak, więc czekałem na swoją kolej.

Jeśli chodzi o tempo wyścigu to było bardzo wysokie. Dobrze pojechałem pierwsze koło, a potem zacząłem lekko spadać. Największego spadku zaznałem już w samej końcówce wyścigu. Toczyłem wtedy walkę ze swoim organizmem. To była ta dla mnie największa trudność w tej imprezie. Czasy swoich profesjonalnych startów, kiedy to byłem maksymalnie przygotowany kondycyjnie i całe życie podporządkowywałem sportowi, niestety już za mną. Teraz życie zawodowe znacznie ogranicza moje możliwości na tego typu przygotowania i to właśnie wyszło. Przez skurcze i odpoczynki widziałem, jak jestem wyprzedzany. Finalnie byłem sklasyfikowany na 39 lokacie, ale gdyby siły witalne były w lepszym stanie, to lokata lepsza o 10 oczek byłaby w zasięgu.

Ale ze startu jestem zadowolony. Z tak hardcorowej imprezy wyjechać bez szwanku i żadnych strat w sprzęcie (zaliczyłem tylko jedną, kontrolowaną glebę), a wszystko to jako nie najmłodszy w stawce rider, to super wyczyn. Z Getzena wracam z cennymi doświadczeniami na koncie, którymi chętnie będę się z Wami dzielił na moich treningach enduro.


fot Enduro DKA

PK#7

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: